Strona:PL Zola - Płodność.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prowadzi ją gdzie zechce, byle miłych słów używał. Wszczęła się rozmowa, która doborem wyrażeń, rozwiązłością, przeraziła Mateusza, był zakłopotany, że się tu znajduje, zapragnął odejść, lecz wstrzymał się, chcąc wpierwej uzyskać od właściciela pawilonu naprawę dachu.
— Słowami możesz używać, pozwalam ci na zupełną rozpustę — rzekł mąż na zakończenie. — Ale jeżelibyś się poważyła zakochać się w kim innym jak we mnie, to cię zabiję zaraz na miejscu.
Séguin był rzeczywiście bardzo zazdrosny. Walentyna przebłagana tem wyznaniem miłości, pogodziła się z mężem i z przymileniem rzekła jak przywiązana żona i matka:
— Poczekaj chwilkę... powiedziałam Celestynie, by przyprowadziła dzieci... trzeba je ucałować przed wyjściem z domu...
Mateusz chciał skorzystać z chwili wyczekiwania, by pomówić o sprawie, która go tutaj przyprowadziła. Lecz Walentyna znów szczebiotała przebierając pomiędzy restauracyami, chciała bo, wiem jeść obiad w jakim miejscu źle uczęszczanem, dopytywała się, jakiego rodzaju będzie przedstawienie w teatrze i co mianowicie wygwizdano wczoraj podczas próby. Stosując się do poglądów męża i Santezze’a, posuwała ich opinje do krańcowości, tak w sztuce jak w literaturze, a zwłaszcza w pesymizmie, wywołując śmiech nawet w swoich mistrzach. Podług niej przeceniano Wagnera, był on już przestarzały, i żądała muzyki