cież ja i ty jesteśmy uczciwemi kobietami, więc chcemy mieć zawsze czyste sumienie a chociaż często noszę niemowlęta do la Couillard, nie u mnie one umierają i nie ja karmię te niebożątka, więc umywam sobie ręce i nie chcę wiedzieć, w jaki sposób ona je chowa... To nie moja, lecz jej sprawa... Tak, tak, byle sumienie nic człowiekowi nie wyrzucało, to życie płynie spokojnie i żadne zmory nocą nie dręczą.
— Oczywista prawda! — potwierdziła Celestyna z głębokiem przekonaniem.
Zadowolone z siebie, popijały malagę, nie pomnąc, jak zbrodnicze widma unosiły się nad Rougemont, tą okropną wioską, będącą cmentarzyskiem mordowanych niemowląt, wywożonych z Paryża. Wtem na korytarzu rozległo się bieganie dzieci, więc Celestyna rzuciła się ku drzwiom, by odpędzić Gastona i Łucyę.
— Idźcie sobie! nie chcę, byście mnie nachodzili, wiecie, że wasza mama tego nie lubi.
Zamknęła drzwi z łoskotem, wybuchając gniewem przed przyjaciółką.
— Widzisz, co za utrapienie z temi dzieciakami! ani na chwilę nie jestem pewna, że się tutaj nie wproszą... Niech siedzą z mamką a nie zemną!
— A czy wiesz — mówiła dalej la Couteau, że dziecko tutejszej mamki także umarło? Zapewne do niej napisali o tem a trzeba przyznać, że ta Marya Lebleu zawsze ma ładne dzieci, ale
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/469
Wygląd
Ta strona została skorygowana.