Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z czarnego atłasu, która jej dochodziła aż do szyi. Wydało się jej to niesłychanie zabawnem, że ją oglądają tak i unoszą się nad jej pięknością w blasku cygara. Przechyliła się w tył ze śmiechem, on zaś dodawał z komiczną powagą:
— Do licha! trzeba będzie mi dziś czuwać nad tobą, jeśli cię chcę zdrową i całą odwieźć memu ojcu.
Przez ten czas dorożka skręciła ku Magdalenie i wjechała na bulwary. Tu wnętrze jej napełniły światełka drgające, odblaski oświetlonych rzęsiście magazynów, których szyby wystawowe gorzały. Blanka Müller zamieszkiwała ztąd o parę kroków zaledwie w jednym z nowych domów, zbudowanych na gruntach podwyższonych dawnej ulicy Basse-du Rempart. Przed bramą stało zaledwie kilka powozów dopiero. Nie było też więcej, jak dziesiąta. Maksym proponował objechać jeszcze bulwary i przeczekać godzinę przynajmniej; ale Renata, której ciekawość wzrastała ciągle, oświadczyła mu stanowczo, że gotowa jest wejść sama, jeśli nie zechce jej towarzyszyć. Poszedł za nią i ucieszył się szczerze, zastawszy na górze więcej daleko ludzi, niż przypuszczał. Młoda kobieta włożyła maskę. Wsparta na ramieniu Maksyma, któremu dawała pocichu rozkazy, nie dopuszczające oporu i który też słuchał jej powolnie, przebiegła wszystkie pokoje, podnosiła każdą portyerę, przypatrywała się uważnie umeblowaniu, gotową byłaby zajrzeć do każdej szuflady, gdyby