Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nie lękała, że kto może podpatrzeć tę niedozwoloną czynność.
Apartament, bardzo bogaty, miał tu i owdzie cygańskie zakątki, w których odnajdowało się komedyantkę. Tam to zwłaszcza Renacie rozdymały się nozdrza i w takich miejscach zmuszała swego towarzysza, aby szedł powolnie, żeby nie stracić nic z widoku rzeczy i właściwego im zapachu. Zatrzymała się szczególniej długo w gabinecie, przeznaczonym do ubierania, który Blanka Müller pozostawiła naoścież otwarty, jak zresztą zawsze, ilekroć przyjmowała u siebie, oddawała gościom wszystko aż do sypialni, w której usuwano łóżko pod ścianę a ustawiano stoliki do gry. Ale tan gabinet nie zadowolnił jej bynajmniej; wydał się jej straszliwie powszednim a nawet cokolwiek brudnym, z tym dywanem, w którym rzucane papierosy powypalały okrągłe dziury, z obiciem niebieskiego jedwabiu, poplamionem tu i owdzie pomadą, lub zabryzganem mydłem.
Potem, kiedy już napatrzyła się wszystkiemu dowoli, kiedy zapamiętała sobie najdrobniejsze szczegóły mieszkania, aby je później opisać najserdeczniejszym swym przyjaciółkom, przeszła do zebranych osób. Mężczyźni — tych znała wszystkich niemal, byli to po większej części ciż sami finansiści, ciż sami mężowie polityczni, taż sama młodzież złota, która uczęszczała na jej czwartki. Chwilami, znalazłszy się wobec jakiejś grupy uśmiechniętych fraków, mogła mieć złudzenie, że