Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, gdy, podnosząc oczy, zauważyła wpatrzony w nią wzrok. Czerwienił się; krew napływała mu do twarzy. Był nieśmiały jak dziecko, mimo swych oczu palących. Anielka, schylona nad wodą, czuła, że jest niewinny jak ona, nieświadomy życia, i że pragnie żyć i kochać.
Nagle zeskoczył z rusztowania, by zdaleka spojrzeć na witraż. Ale widocznem było, że to wybieg; chciał się zbliżyć ku niej. Teraz stał o kilka kroków od niej, zawstydzony swym czynem. Zdecydował się nagle i przybliżył ku niej nieśmiało; w tej samej chwili Anielka podniosła głowę, uśmiechając się figlarnie. Spojrzenia ich spotkały się i utonęły w sobie. Zmieszani, patrzyli na siebie bez słowa.
— Ach, mój Boże! — wykrzyknęła nagle Anielka.
W roztargnieniu wypuściła z ręki kaftanik, który właśnie płókała, i woda unosiła go szybko. Jeszcze chwila, a strumyk wraz ze zdobyczą zginie pod ziemią.
Kilka chwil przerażenia. Zrozumiał i pobiegł pędem. Dwa razy nachylał się napróżno: kaftanik wymykał mu się z rąk; nareszcie wszedł do wody i schwycił go w chwili, gdy ten już miał zniknąć pod ziemią.
Teraz Anielka poczuła niezmożoną chęć śmiechu. Jakto, więc jej marzenie o spotkaniu nad brzegiem jeziora, gdzie młodzieniec, piękny jak bóg, ocala ją od strasznego niebezpieczeństwa, zmieniło się w ten śmieszny wypadek z kaftanikiem! Gdy ujrzała swego bohatera, świętego Jerzego, w mokrych butach i szarej bluzie robotniczej, podającego jej gałgan, musiała zagryźć usta, by nie wybuchnąć śmiechem.
On nie przestawał patrzeć na nią. Była urocza: roześmiana, drgająca zdrowiem i młodością, jak