Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
V

Co trzy miesiące Hubertyna urządzała wielkie pranie. Zapominano wtedy o haftach, wynajmowano praczkę, matkę Gabet, i wszystkie trzy spędzały dni na Clos-Marie przy strumyku, gdzie odbywało się pranie.
— Mateczko, tym razem ja także będę prać; to takie zabawne!
Roześmiana, z zakasanemi rękawami, wywijała klepaczem, uderzając w mokrą bieliznę silnie, z rozmachem.
Strumyk, spokojnie płynący wgórze, później bardzo bystry, wypływał z parku Opactwa i przez rodzaj stawidła w murze przedostawał się na Clos-Marie, i na końcu pola, obok pałacu Voincourt, ginął pod ziemią, by wypłynąć znowu o dwieście metrów dalej, przy ulicy Niskiej, i wpadał do rzeczki Ligneul. Trzeba było dobrze pilnować bielizny, by jej woda nie porwała.
— Mateczko, położę ten ciężki kamień na serwetkach, zobaczymy, czy je ta złodziejka-woda uniesie!..
Przyniosła kamień, pobiegła do ruin starego młyna po drugi, zachwycona ruchem i pracą. Skaleczyła palec, ale nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Pole było ciche i puste. Rodzina biedaków,