Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/963

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sanna!“, Bernadetta lubowała się w cichości oddalonego klasztoru, w którym chętnie zapominali o niej potężni dziś władcy groty; wyzuta z przynależnej sobie chwały, Bernadetta żyła zatopiona dalej w modlitwie, Lourdes zaś bogaciło tych, którzy zręcznie wyzyskali urok pozostałej po niej legendy. Świetność roztaczanych uroczystości kościelnych nie nęciła prostej i naiwnej jej duszy, pragnąc być ptaszyną lot swój kierującą ku cudownej grocie, Bernadetta wybierała chwilę, gdy niezamącony ściskiem tłumów panował spokój po nad Gawą; jeżeli łaknęła tam się pomodlić, to tylko przed dawną dziką grotą zarosłą krzewami dzikich róż, po nad potokiem swobodnie płynącym, bez nałożonych nań pęt marmurowych i monumentalnych parapetów. W marzeniach swoich lubiła błądzić myślą pośród domostw starego Lourdes. O schyłku dnia pogodnego dążyła ona wśród chłodu i zapachu wionącego z górskich szczytów, do dawnego jedynego kościółka ciemnego i złoconego wzorem hiszpańskim. Tam odbyła ona pierwszą komunię. Wracała ona często w dumaniach swoich do szpitala w Lourdes. Przez lat ośm w nim żyła i w jego murach nawykła do regulaminu klasztornego. Każda uliczka, każdy kamień starego Lourdes, drogiemi były sercu cichej wygnanki, żyjącej przeważnie rozpamiętywaniem ubiegłych wspomnień.
Czyż Bernadetta, w pielgrzymkach myślą odbywanych, nigdy nie zachodziła do Bartrès? Należy