Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/908

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie te głosy, które słyszałam w kościele?... Gdyby nie ona, dziecko moje żyłoby z pewnością... doktorzy więcej mogą... oni byliby wyleczyli moją dziecinę... Ale dałam się uwieść, ja, co nigdy nie chciałam mieć nic wspólnego z księżmi.. poszłam... prosiłam ich o przejazd do Lourdes... Pocóżem uczyniła krok tak nierozważny!...
Z ust zrozpaczonej kobiety wyrywały się słowa coraz namiętniejszej zaciekłości; nie miała ona już pokory, ani żadnej nadziei. Klęła teraz bez ogródki, nie dobierając wyrażeń, ziejąc bólem, wyjąc swoją żałością. Siostra Hyacynta uznała konieczność powstrzymania zniewag miotanych.
— Powstrzymaj się nieszczęsna, nie bluźnij! Bo cię Bóg skarze na wieczne niezagojenie się twojej rany.
Całe to zajście trwało niemało czasu, pociąg minął bez zatrzymania się stacyę Riscle. Siostra Hyacynta dała znak i wszystkie głosy chórem zaintonowały: Laudate, laudate Mariam.
Śpiew ten zagłuszył głos wyrzekającej pani Vincent. Płakała, zakrywszy twarz obu rękami, już nie miała siły do dłuższego buntu; bełkotała cichutko niezrozumiale jakieś słowa i osunęła się nieprzytomna w stan odrętwienia z wielkiego bólu i z nadmiaru znużenia.
Po odśpiewaniu hymnu, wszyscy ulegli zmęczeniu. Tylko siostra Hyacynta i siostra Klara nie poddawały się ogólnemu rozstrojowi; tak jedna jak druga wyglądały równie czerstwo i słodko jak w chwili