Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/909

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjazdu z Paryża; przywykły one do swojej służby i nie znały co to jest zmęczenie, przezwyciężały się i ze spokojem z równą zawsze uprzejmą wesołością, gotowe były nieść pomoc i pocieszenie, opromienione białością skrzydeł okalających ich twarze.
Pani de Jonquière, która nie spała już od pięciu dni, czyniła wszelkie wysiłki, by mieć powieki rozwarte, ciążyły jej i domagały się spoczynku; wracała ona wszakże nadspodziewanie zadowolniona ze swej podróży; wydawała córkę zamąż, dzięki wycieczce do Lourdes i wiozła ztamtąd uzdrowioną Maryę i radowała się, że najgłośniejszy cud spotkał jedną z jej chorych i to cud niezwykłej doniosłości, o którym mówić się będzie długo w całem chrześciaństwie. Pani de Jonquière obiecywała sobie spać dzisiejszej nocy, czuła się tak zmęczoną, iż była pewną, że trzęsienie wagonu przeszkodzić jej nie zdoła; była wszakże nieco zaniepokojona o la Grivotte, która wydawała się jej nienaturalnie podnieconą; oczy miała obłąkane, zmącone a na rozgorączkowane jej policzki występowały teraz coraz silniejsze fioletowe plamy. Już dziesiątki razy pani de Jonquière zalecała jej napróżno, by siedziała spokojnie, by starała się wypocząć, zmrużywszy oczy i ułożywszy się do spoczynku. Na szczęście wszystkie inne chore, będące pod jej opieką, nie potrzebowały jej teraz wcale, były zdrowsze lub też do tego stopnia zmęczone, żi