Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/857

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kobieta blada i drżąca spoczywała smutnie na materacu, powiedzieli jej na pokrzepienie, iż znacznie lepiej wygląda, aniżeli w dniu przyjazdu, a więc nie powinna wątpić, iż zdrowie odzyska.
Naczelnik stacyi, widząc coraz większy tłok ludzi, wołał coraz to głośniej:
— Miejsca, miejsca! Proszę usunąć niepotrzebne nosze!
Berthaud tłómaczył naczelnikowi, iż nosze są konieczne dla spoczynku i przenoszenia chorych, nie można ich było bowiem wszystkich odrazu wsadzić do wagonu.
— Ależ patrz pan — zawołał rozgniewany naczelnik stacyi — chociażby ten wózek, pocóż on stoi w poprzek relsów pierwszej linii? Za kilka minut przeleci tędy kuryer z Tuluzy, czy chcesz pan, aby rozgniótł chorych?...
Rzuciwszy te słowa, pobiegł rozstawić ludzi ze służby kolejowej, aby spędzali z relsów rozpierzchłe stado pątników, wałęsających się i drepczących bezmyślnie. Pomiędzy pątnikami było wielu, którzy skutkiem starości, niedołęstwa lub wylęknienia, nie byli zdolni rozróżnić pociągów, pomimo zatkniętych na nich chorągwi; ztąd powstał obyczaj, iż zakładano im na piersi kolorowy kawałek kartonu, oznaczający swą barwą pociąg, do którego należało im wsiadać, znak ten, piętnujący pątników stadami, ułatwiał zapędzanie ich do przynależnej obory podróżnej. Po-