Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/848

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rowania balonami, przypomniał księdzu des Hermoises obietnicę sobie daną, iż zainteresuje tą sprawą kogoś ze swoich znajomych w Tuluzie, a mianowicie człowieka, mającego przeszło dziesięć milionów majątku i śledzącego pomysły odnoszące się do powietrznej żeglugi.
— Na pierwsze próby sto tysięcy franków wystarczy najzupełniej... — zaręczał pan de Guersaint.
— Może pan najzupełniej na mnie liczyć. Bądź pan pewien, że Matka Boska przychylnie wysłuchała pańskich modlitw.
Piotr trzymał w ręku kupioną fotografię Bernadety i dziwił się, jak dalece była ona podobną do Apolinaryi. Twarz Bernadetty miała tenże sam owal nieco ciężki, usta szerokie i wspaniale piękne oczy; Piotr przypomniał sobie, że pani Majesté zwróciła już jego uwagę na to szczególniejsze podobieństwo. Apolinarya miała nawet mniej więcej taką samą przeszłość; lata dziecinne spędziła w Bartrès i pasła owce, będąc córką bardzo biednych rodziców; los jej odmienił się dopiero z chwilą, gdy ciotka jej, pani Majesté, zabrała ją ze wsi do miasta i przyuczyła do zajmowania się w magazynie. Bernadetta, Apolinarya! Jakże podobne a zarazem odmienne były te dwie kobiety, o trzydzieści lat różniące się wiekiem. Apolinarya, wiecznie śmiejąca się, zalotna, zgadzająca się na schadzki, dająca prawo do obmowy i plotek, harmonizowała z Lourdes te-