Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/725

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadziei“. „Modliłam się, płakałam a Ona wysłuchać mnie raczyła“. I tak bez końca napisy, i jeszcze napisy a między niemi niektóre nasuwały na myśl długie tęsknoty i miłosne uściski kochanków: „Złączyłaś nas, wspieraj nas dalej“. „Dla Maryi, za udzielenie najwyższego dobrodziejstwa“. Na setkach i tysiącach płyt marmurowych wciąż powtarzały się te same słowa, płonące wiarą: podzięka, wdzięczność, uwielbienie, hołd, cześć za doznane łaski. W marmurze wyryte słowa utrwalały na długo chór głoszonego aktu miłości; z głębi krypty wznosił się ku N. Pannie hymn dziękczynny, hymn płynący z serc zbolałych zastępu wiernych Jej wyznawców, którym Ona udzieliła pocieszenia.
Piotr wczytywał się z pewną zawziętością w te napisy, ciągnące się wzdłuż ścian krypty; na ustach swych czuł gorycz coraz wyraźniejszą i coraz gwałtowniejszą; przygnębiała go rozpacz. On więc jeden miał być odtrącony i w beznadziejnej pozostawać samotności?... Tylu doznało ulgi i pocieszenia a on nigdy nie dostąpi łaski zarównej?... Chciał objąć teraz myślą ogrom modłów, słanych ku niebu z Lourdes, gdzie modlono się tak namiętnie i tak bezustannie. Rozpamiętywał kolej tych modłów: dniami całemi płonęły niemi dusze pątników przed grotą, nocami unosiły się z kościoła św. Różańca; wrzały one w czasie uroczystości w bazylice, w czasie procesyj, opromienionych słońcem, w czasie procesyj