Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/721

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w ziemię i tylko mózg posiada swobodny, by módz myśleć i cierpieć sroższe męczarnie.
Dotychczas, ona nie mogła być niczyją, była zatem jego więcej niż innych i dla tego nie nie cierpiał tak boleśnie, nie konał z żałości, jak oto teraz, od godziny, od chwili gdy uzdrowioną została; ten powrót zatraconego zdrowia jest zarazem hasłem pożegnania i wiecznej ich rozłąki...
Wściekłość porywała i miotała Piotrem. Chciał biedz na górę, do gorejącej światłami bazyliki i jednym tchem wypowiedzieć Maryi prawdę, chciał pełnią głosu, wyrywającego się ze zbolałej piersi, zawołać, iż cud jest kłamstwem, dobroć i miłosierdzie Boże czczą tylko i bezsensowną iluzyą, że uzdrowienie swoje zawdzięcza naturze, wszechpotężnemu życiu, które raz jeszcze odniosło zwycięztwo! Byłby jej wyłożył rzecz całą, objaśnił i poparł dowodami i Marya musiałaby uwierzyć, iż życie zamienia częstokroć w zdrowie najdolegliwsze ludzkie cierpienia. Przekonawszy ją, byłby ją uniósł gdzieś daleko, bardzo daleko i szczęśliwość stałaby się ich udziałem. Lecz marzenie Piotra zmącone zostało spadającą nań trwogą. Jakto?... on miałby się targnąć i zniweczyć spokój gołębiej jej duszy? Miał ołtarze jej wierzeń zamienić w gruzy, uczynić ją zbuntowaną a zarazem nieszczęsną i jak on cierpiącą zwątpieniem?... Zamach podobny wydał mu się zbrodnią. Popełniwszy tak wielkie świętokradztwo, obmierzłym byłby dla samego siebie,