Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/702

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dząc, cały był oddany płomiennym dziękczynieniom, które słał do Boga, śpiewając ostatnią zwrotkę grzmiącym i upojonym ekstazą głosem:
— „Sicut locutus est ad patres nostros, Abraham et semini ejus in saecula“.
Jeszcze jeden zakręt balustrady pozostał do przebycia, jeszcze jeden wysiłek, by dotrzeć na szczyt, po ślizgich kamiennych płytach wykładających szeroką drogę. Pochód wspinał się zwolna, oświecony jaskrawą jasnością, zachodzącego wspaniale słońca. Wózek Maryi turkotał po kamiennych flizach, a na zakręcie zawadził o wystający brzeg granitowego chodnika. Lecz potoczył się teraz dalej, znów równo, ciągniony coraz wyżej i wyżej, jakby Marya doprowadzić go miała na niebios kończyny.
Wtem nagle, baldachim ukazał się na szczycie balustrady; widniał przed podwojami bazyliki, otwierającej się tutaj w rodzaju olbrzymiego granitowego balkonu, panującego nad obszarem doliny.
Ksiądz Judaine, trzymając oburącz wysoko Przenajświętszy Sakrament, wysunął się nieco naprzód. W pobliżu niego stanęła Marya trzymająca zawsze dyszel swojego wózka, serce jej biło gwałtownie ze wzruszenia i długiego pochodu; twarz jej płonęła rumieńcami, okolona złotem włosów, które rozplotły się i rozwiały. Po za Maryą i księdzem Judaine, stanęło duchowieństwo w białych komżach i złocistych orna-