Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/668

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Berthaud wydawał rozkazy, gestykulując gwałtownie. Należało powściągnąć i odeprzeć natłok ludzi, naprężając ochronne sznury całemi siłami. Przez chwilę straż przy sznurach uniesioną została naciskiem i cofnęła się, nie znajdując dostatecznej mocy w nabrzmiałych, pokaleczonych z natężenia dłoniach; równoczesnym wszakże wysiłkiem straż sprawiający członkowie zdołali wreszcie opanować powstały nieporządek i oczyszczali przejście pozostawione dla procesyi, która wkroczyła weń zwolna z majestatyczną powagą. Przodem postępował szwajcar kościelny, okazałej postawy w mundurze niebieskim ze srebrnemi wyszyciami; tuż za nim niesiono wysoki krzyż jaśniejący i promienny jak gwiazda. Za krzyżem szli delegaci z łona pielgrzymujących wysłani z osobna i przedstawiający przybyłe grupy pątników ze wszystkich krańców Francyi; nieśli oni flagi i chorągwie z aksamitu i jedwabi, zdobne haftami z metalu i różnobarwnych nitek, malowane jaskrawo postaciami świętych i mianem miast zkąd tutaj przybyły: „Versail, Reims, Orleans, Poitiers, Tuluza... Na jednej z nich, całkowicie białej a zdumiewającej bogactwem ornamentów, widniały czerwone litery składające napis: „Zarząd stowarzyszeń katolickich robotników“. Po za chorągwiami szło duchowieństwo, najpierwej paruset księży w czarnych sutannach, dalej setka innych w białych komżach, a za tymi około piędziesięciu prałatów, w złotych ornatach olśniewających słonecznym poły-