Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/667

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łą i nędzną; z głębi swego wózka modliła się z zapałem uniesienia, błaganiem swem cała być się zdawała u stóp Bożej Rodzicielki, życiem darzyć mogącej. Ale niechajże będzie ona zbawiona i zdrowiem udarowana, chociażby przyjść to miało kosztem wiekuistego potępienia jego ciała i duszy! Lecz nie, ona uzdrowioną być nie może! Wiedza kłamliwą jest, jak kłamliwą jest wiara. Piotr, widząc to dziewczę schorowane i obumarłe, zwątpił, by kiedykolwiek zbudzić się mogło do normalnych warunków życia. Bezładne myśli snuły się po jego głowie i z sercem zakrwawionem, bólem wezbranem, coraz głośniej zawodził, powtarzając bez końca za szalejącemi tłumami.
— Panie, Synu Dawida, daj uzdrowienie naszym chorym!... Panie, Synu Dawida, daj uzdrowienie naszym chorym!
W tej wiaśnie chwili, wrzawa jakaś niezwykła rozbiegła się w tłumie, kołysząc głowami wszystkich. Dreszcz nowy wstrząsał ciałami, twarze się obracały, wspinano się i wychylano. Rozpoczęła się procesya, zapowiedziana na godzinę czwartą; nieco się z nią opóźniono dzisiaj, lecz oto pierwszy krzyż niesiony na jej czele, ukazał się pod łukiem monumentalnej balustrady. Zgiełk wybuchnął radośny, powitalny, a podbudzone nadmiernie tłumy cisnęły się instynktownie, jakby coraz szerszych potrzebując szranków.