Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/660

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łaski. Opowiadano sobie podania o cudach poprzednich, potęgując je do potworności; mówiono wszakże o tem spokojnie, z niezachwianą pewnością, ugruntowaną na coraz częściej rozlegającym się teraz okrzyku „jestem uzdrowiona!“ Jeszcze jedna uzdrowiona! Druga, trzecia... Od czasu do czasu głos jakiś rozpaczliwy hamował wszakże radość: „szczęśliwe te uzdrowione! Nie każdy dostępuje tutaj łaski!“.
Już w biurze zaświadczającem uzdrowienia, wydała się Piotrowi rażącą ta wielka ufność pielgrzymów. Lecz to, co słyszał obecnie, przechodziło wszelkie granice, treść tych nadzwyczajnych swą niedorzecznością opowiadań, przywodziła go do rozpaczy, tem więcej, iż udzielano ich sobie z najnaturalniejszym spokojem, z uśmiechem dziecięcej szczerości. Zapragnął pogrążyć się w własnych myślach, by nie słuchać już dłużej. „Boże mój, spraw, by rozum mój zdołał zaniknąć! Spraw, bym zapragnął sobie nie chcieć tłomaczyć a wszystkiemu wierzyć; niechaj niemożliwość i nadprzyrodzoność, staną się prawdami mojemi!“ Przez chwilę zdawało mu się, iż zmysł krytyczny w nim stępiał, obumarł; dał się unieść prądowi i zawodził wraz z innymi: „Panie, daj uzdrowienie naszym chorym!... Panie, daj uzdrowienie naszym chorym!“... Czynił wysiłek, by krzyk ten zawierał całą litość, jaką czuł względem cierpiących; złożył ręce i wpatrywał się w statuę N. Panny, wpatrywał się uparcie