Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/636

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnie teraz dopiero przyniesiono panią Dieulafay i złożono w pośrodku przejścia, przez które coraz trudniej było można się przeciskać. Zachwycony był przepychem otaczającym chorą, spoczywającą w rodzaju trumny, wybitej jedwabną białą materyą, a ją samą okrywały upięcia jasnoróżowe, obszyte bogatemi koronkami. Pan Dieulafay miał na sobie czarny tużurek, a piękna siostra jego żony, była również czarno ubrana; pomimo że strój jej był skromny, postać młodej kobiety zarysowywała się wytwornie w tej wyszukanej prostocie; oboje stali przy chorej, podczas gdy tuż przy niej, klęczał stary ksiądz Judaine, zanosząc żarliwą modlitwę o jej uzdrowienie.
Gdy ksiądz powstał, pan Vigneron usunąwszy się nieco na ławce, wskazał mu miejsce przy sobie... Po chwili zaś zapytał:
— Jakże z tą biedną chorą?... Czy nastąpiło jakiekolwiek polepszenie?...
Ksiądz Judaine odpowiedział z ciężkim smutkiem:
— Niestety, nie... A tak wielką miałem nadzieję!... Namówiłem ich, aby tutaj przywieźli ukochaną swoją chorą.. Dwa lata temu, N. Panna przywróciła mi wzrok utracony, myślałem więc, że znów łaskawie wysłucha mojej prośbę... Nie zwątpiłem jednak jeszcze zupełnie... Przecież mamy przed sobą dosyć czasu do jutra.
Pan Vigneron wpatrywał się w twarz pani Dieulafay. Czystość owalu tej twarzy, można