Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/637

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było jeszcze odnaleźć, równie jak piękność zagasłych, bezbarwnych teraz oczu. Była to maska śmierci, spoczywająca wśród delikatnych koronek.
— Jakże smutno jest patrzeć na tę młodość i piękność marniejącą — szepnął do księdza pochylony ku niemu pan Vigneron.
— Cóżbyś pan powiedział, gdybyś ją widział bodajby rok temu! Oni mają letni pałac w Saligny, w mojej parafii, często zapraszali mnie na obiad do siebie... Ile razy spojrzę na panią Jousseur, na jej siostrę, tę panią czarno ubraną, przy niej stojącą, przypomina mi się zaraz pani Dieulafay, która jeszcze była ładniejszą; słynęła ze swej piękności w Paryżu. A teraz niechaj je pan porówna... jedna jaśnieje urodą jak królowa, a druga jest nędzną, litość budzącą istotą... Żal przejmuje serce, patrząc na nią; tak, bogactwo nie przynosi z sobą wszelkiego dobra...
Zamilkł. Święty ten człowiek, nie mający żądz, niewzruszenie wierzący i niczem niemogący być zachwianym w szczęśliwej spokojności cichego i skromnego swego umysłu, oddawał pewną cześć naiwną bogactwu, władzy, piękności, chociaż niczego podobnego nigdy dla siebie nie pragnął. Ośmielił się teraz wyrazić swoje obawy i niepewności, mącące zwykłą pogodę jego myśli.
— Byłbym wolał, gdyby ona była tutaj przybyła w skromniejszem otoczeniu... za wiele koło niej bogactwa, przepychu... a Matka Boska mi-