Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie czekając na odpowiedź Piotra, schylił się ku ziemi, chcąc odchylić na części podzieloną żelazną płytę; zapewniał przytem, iż są zmuszeni chronić w ten sposób wodę źródła, by przez złośliwość który z niedowiarków nie rzucił weń trucizny. Zadziwiające to posądzenie zdumiało Piotra na razie, lecz po chwilowym namyśle, przypisał ten pomysł wyłącznie imaginacyi barona, skłonnej do dziecinnych strachów.
Płyta, pokrywająca basen, zamkniętą była na kłódkę sekretną, ustępującą przed tymi tylko, którzy znali litery wyrazu. Napróżno baron silił się, by ją otworzyć.
— Dziwna rzecz — szepnął — wyraz jest „Rzym“ i jestem zupełnie pewny, iż go nie zmieniono... Lecz wilgoć musi być przyczyną, że nie mogę otworzyć... Tak, wilgoć w grocie jest wielka... Niszczy nam ona niemało... Chociażby te szczudła, składane po uzdrowieniu w ofierze... otóż co dwa lata musimy je zmieniać... bo gniją i rozpadają się na kawałki... Księże kochany, weź którą ze świec i poświeć mi, bo inaczej nie otworzę tej kłódki...
Piotr przyniósł świecę, wziąwszy ją z jednego z poblizkich świeczników i po chwili baron otworzył nareszcie miedzianą kłódkę, całą zzieleniałą grynszpanem. Płyta się odchyliła i ukazało się źródło. Ze szczeliny skały spływała powoli woda czysta i spokojna, gromadząc się w rodzaju zagłębienia, na dnie którego widniał muł i drobne kamyki. Płynęła spokojnie dość szerokim