Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści pojęć o życiu. Tknięta chorobą w trzynastym roku życia, myślą nie postarzała od tej pory. Dziś miała lat dwadzieścia trzy, nie przestając być trzynastoletniem dzieckiem, zatrzymanem w swym rozkwicie, zapatrzonem w nieszczęście na nią spadłe, zalęknionem niespodziewaną katastrofą. Widać to było z jej oczu, którym brakło wyrazu; bywała jakby nieobecną i nawiedzoną, bez woli i możności otrząśnięcia się ze swego zniedołężnienia. Żadna dusza kobieca nie posiadała tyle niezrównanej prostoty; zatrzymana w swoim rozwoju, pozostała duszyczką o dziecinnej naiwności uczuć; w jutrzence przebudzenia się swych popędów, zadawalała się dotąd wspomnieniami pocałunków, któremi okrywała niegdyś policzki ukochanego towarzysza. To czułe i łzami rzewnemi skropione pożegnanie, było całą osnową dziejów jej serca i od lat dziesięciu wystarczało do zapełnienia jej myśli w tym kierunku. Podczas długoletniej swej choroby, gdy spędzała dni uciążliwe na łożu niemocy, nigdy w marzeniach swych nie przekroczyła po za to wspomnienie; nie przeszło jej nawet przelotnie przez umysł przypuszczenie, iż gdyby zdrową była, on na pewno nie byłby dziś nosił księżej sutanny. Nigdy nie czytywała powieści. A pobożne książki, których jej dostarczano, podtrzymywały ją w egzaltacyi nadziemskiej miłości. Żadne podszepty świata nie przekraczały progu jej izdebki, w której żyła jak w klasztornej celi. W czasie zaś, gdy wożono