Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rącemi łzami i przysięgając, iż pamięć o nim na zawsze przechowa...
Mijały lata, a gdy spotykali się z sobą, rozłąka trwać zdawała się dalej; on był księdzem, ona, obezwładniona chorobą i skazana na wieczne kalectwo, nie dozwalające jej mimo lat przebiegu, by dojrzała prawidłowo. Cała ich przeszłość zawartą była w tych paru wspomnieniach. Kochali się gorąco, nic o tem wzajemnie nie wiedząc, aż do dnia rozstania się nazawsze; umarłymi bowiem byli potem dla siebie, chociaż przebywali blisko siebie jako żyjący.
Ze wspólnością myśli, zabiegli teraz do ubogiego mieszkanka, gdzie pozostała w osamotnieniu Blanka, ta dzielna dziewczyna, pracą swą zdobywająca trochę dobrobytu dla siostry i ojca. Z biednego tego mieszkanka, przed paru dniami wyruszyli do Lourdes, gdzie się teraz znajdują; lecz nim zapadła decyzya wyjazdu, ileż przebyli z sobą sprzeczek, wynikających z jego zwątpienia i z jej wierzeń gorących; wiara zwyciężyła...
I wydało się im ponownie błogością przedziwną, to odnalezienie się wzajemne i ustronne pod wielkiemi drzewami w noc ciemną, piękności pełną i ścielącą na ziemię gwiazd tysiące by niebu zazdrosną być przestała.
Marya posiadała dotychczas dziecięcą duszyczkę, duszyczkę białą, jak zwykł o niej mawiać jej ojciec. Nieskalanej była czystości i naiwno-