Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzianych dnia dzisiejszego, owe żarłoczne pochłanianie jadła, bezwstydne kramarstwo świętości, stare Lourdes zawistne i splugawione rozpustą, wszystko to zacierało się zwolna, ustępując miejsca boskiemu orzeźwieniu, które spływało nań obecnie jak źródło obfite, niosące zmartwychpowstanie.
Marya również ulegała czarowi pięknej nocy letniej. Przejęta niezrównaną słodyczą chwili, szepnęła:
— Ach jakże moja siostra, moja Blanka byłaby szczęśliwą, widząc cuda, na które patrzymy teraz oboje!
Myślą była teraz przy siostrze, pozostałej w Paryżu dla zarobku tej trochy pieniędzy, jaką przynieść może ciężka praca nauczycielska. I to jedno słowo, to imię Blanki, o której nie wspomniała od chwili swego przyjazdu do Lourdes, dostatecznem się stało, by wywołać całą przeszłość lat długich i wspólnie przeżytych.
Nic do siebie nie mówiąc, Piotr i Marya zagłębili się myślą w tę przeszłość, gdy dziećmi będąc, podzielali swe zabawy w ogrodach podmiejskich domów swych rodziców, sąsiadujących z sobą i oddzielonych nizkim żywopłotem, który tylokrotnie przebywali co dnia. Nastąpiło z czasem rozstanie się, on szedł do seminaryum, a ona żegnając towarzysza swych zabaw niewinnych, ucałowała go serdecznie, zalewając się go-