Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili, chcąc go koniecznie namówić do spoczynku, dodała:
— Tak bardzo rada jestem, że jedziesz na tę wycieczkę!... Tylko wracaj jutro wcześnie, bo zobaczysz, zobaczysz coś za powrotem...
Nie dokończyła, lękała się twierdzić zbyt stanowczo o swem przekonaniu, iż jutro zostanie uzdrowioną.
— Masz racyę, moja córeczko. Pójdę spać. Wszak Piotr zostaje z tobą, więc mogę być o ciebie spokojny.
— O ja nie chcę — zawołała z żywością Marya — aby Piotr pozostawał przy mnie przez noc całą. Gdy odwiezie mnie do groty, niechaj idzie spać do hotelu... Mnie nie będzie on potrzebny. Jutro rano którykolwiek z tragarzy odwiezie mnie do szpitala.
Piotr milczał, a potem rzekł z prostotą:
— Nie, nie, Maryo... ja zostanę z tobą. Przepędzę noc przed grotą, przy tobie.
Otworzyła już usta, by oprzeć się zamiarom Piotra, lecz wyraził on swe postanowienie głosem tak stanowczym a zarazem pełnym słodyczy, iż poczuła się wzruszoną do głębi serca.
— Zrobicie jak zechcecie, kochane moje dzieci. Wiem, że jesteście oboje rozsądni, więc ułóżcie wasz projekt wspólnie, ja zaś idę położyć się do łóżka; dobranoc, o mnie się nie kłopoczcie.