Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze, olbrzymie trawniki słały się jak jeziora a wielkie rozłożyste drzewa rzucały cień na ich obszar. Pomimo ciemności, wysmukła strzała bazyliki rysowała się blado, strzelając w górę z lekkością widziadła.
W miarę jak zbliżali się do groty, ścisk ludzi stawał się coraz większy. Na placu zaledwie można się było posuwać naprzód. Zaniepokojony Piotr rzekł:
— Niepodobna nam będzie teraz przedostać się do groty. Spróbujmy, czy nie lepiej nam będzie w której z bocznych alei, po za „schroniskiem pielgrzymów“.
Marya jednak chciała koniecznie widzieć wyruszającą do groty procesyę.
— Piotrze! drogi Piotrze, staraj się wywieźć mnie w pobliże Gawy. Ztamtąd zobaczę wszystko, jakkolwiek z daleka ale zobaczę.
Pan de Guersaint równie jak ona, ciekawy wieczornej procesyi, uspakajał Piotra.
— Nie bój się! Ja idę z tyłu i pilnuję, aby wózek Maryi nie był potrącany.
Ulegając ich chęciom, Piotr kierować się zaczął w stronę potoku. W kwadrans zaledwie przecisnęli się po za pierwszy łuk monumentalnej balustrady. Ciągle w bok teraz postępując, doszli do Gawy, ponad którą znacznie mniej było ludzi. Na szerokich chodnikach, wzdłuż parapetu, zajęły miejsca osoby ciekawe widowiska. Upatrzywszy dogodny kącik, Piotr zatrzymał wó-