Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

udział a każdy z uczestników nieść będzie w ręku gorejącą gromnicę. W czasie tego rodzaju procesyi, nieraz się już ludziom zdawało, że widzą uchylające się aż do głębi niebo; gwiazdy zdają się wówczas spływać na powierzchnię ziemi. Rozpamiętywania te wszystkie wiedzione, smutkiem napełniły serca chorych w sali świętej Honoraty. Wyrzekały na los swój nieszczęsny, przykuwający je do łoża boleści, podczas gdy zdrowsi, mogli patrzeć na dziwy wieczornej procesyi.
— Maryo — rzekła pani de Jonquière — przyszedł po ciebie twój ojciec wraz z księdzem Piotrem.
Ucieszona Marya zapomniała o dotychczasowych swych obawach.
— Piotrze, drogi Piotrze! Śpieszmy się, śpieszmy co rychlej do groty!
Znieśli ją na dół, Piotr zaprzągł się do wózka i ruszyli ku Grocie, sunąc zwolna pod ciemnem niebem, usianem gwiazdami; pan de Guersaint szedł z boku, tuż u głów córki.
Noc była piękna, bezksiężycowa a ciemno-szafirowy aksamit nieba, przetykanym się być zdawał tysiącami połyskujących brylantów; powietrze łagodne i ciepłe ogarniało, jak wonna kąpiel, przesycona zapachem ziół i lasów górskich. Spora ilość pielgrzymów dążyła ulicą ku grocie; szli w skupieniu i ciszy, niczem nie przypominającej jarmarcznego tłumu, rozpychającego się przez dzień cały. Gdy stanęli na placu de la Merlasse, owa głębia nieba i ciemności zwiększyła się