Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich w ręku, potrząsała nią tuż przed idącymi, wciskając swój towar słowy i uczynkiem: „Kup pani świeczkę, przyniesie ci szczęście!“. „Kup pan świeczkę, przyniesie ci szczęście!“ — wrzeszczały piskliwie. Jakiś pan, otoczony i szarpany przez trzy młode przekupki, o mało co nie został przez nie odarty z tużurka. Również napastnicze były dziewczyny, sprzedające kwiaty; bukiety ich, a raczej niezdarne okrągłe wiązki, okręcone szpagatem, podobne były z kształtu do główek kapusty. „Bukiet, oto bukiet dla Panny Najświętszej!“. W razie odmowy, przechodzień słyszał za swemi plecami, przytłumionym zaledwie głosem rzucane obelgi.
Przekupstwo, bezczelny wyzysk trapi tu pielgrzymów aż do progów groty. Tryumfująco krzewi się w sklepach, przypierających jedne do drugich i zamieniających ulice Lourdes w olbrzymich rozmiarów targowisko; tenże sam wyzysk toczy się środkiem ulic, na wózkach, sprzedających różańce, koronki, medaliki, statuetki i święte obrazki. Na każdym kroku sprzedają tutaj i kupują; kupują również obficie jak jedzą, każdy chce przywieźć pamiątki ze świętego jarmarku.
Wśród zgiełku, ścisku i przepychania się przekupniów, wesołą i pełną życia nutę stanowili chłopcy sprzedający dziennik „Journal de la Grotte“. I oni ogarnięci byli chciwością zysku, a przenikliwe ich głosy wciskały się w uszy nieustającą monotonnością powtarzanego frazesu: