Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr zdecydował się jeść pomimo wstrętu, należało bowiem podtrzymać siły. Przy sąsiednim stoliku pani Vigneron i pani Chaise siedziały naprzeciwko siebie, oczekując na przybywającego teraz dopiero pana Vigneron i Gustawa; chłopiec bledszym był niż zazwyczaj i ociężalej wspierał się na kuli.
— Usiądź przy ciotce — rzekł do niego ojciec. — Ja usiądę przy twojej matce.
Spostrzegłszy swych sąsiadów, pan Vigneron zbliżył się do ich stolika.
— Już ani śladu nie zostało po zemdleniu! Natarłem go wodą kolońską i spokojny jestem, że będzie mógł kąpać się dziś w grocie.
Siadł teraz przy żonie i rzucił się na podawane potrawy. Resztę pozostałego w sobie wzruszenia wypowiadał głośno, bo też niemałego nabawiło go strachu to zemdlenie Gustawa. A gdyby był skonał, pozbawiając tem samem swych rodziców oczekiwanego spadku po pani Chaise? Ta właśnie opowiadała obecnie, iż doznała znacznej ulgi niedalej jak wczoraj; ulga objawiła się niespodziewanie, podczas gdy modliła się przed grotą. Radowała się, pewną prawie będąc, iż uleczyła ją Panna Najświętsza z choroby serca, wymieniała szczegółowo usunięte od wczoraj groźne dla niej symptomaty choroby, a pan Vigneron patrzał na nią z niepokojem, wytrzeszczonemi, okrągłemi oczami. Nie był on złym człowiekiem, nikomu śmierci nie życzył, oburzał