Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czas mijał spokojnie a dziewczę żyło wciąż w sobie zamknięte z marzeniem swem zawsze jednakiem i małostkowem, powtarzając wciąż jednakże pacierze. Wśród ciszy głębokiej i naiwności dziecięcych jej marzeń, towarzyszką i przyjaciółką jej jedyną, była Panna Najświętsza.
Zimą, w czasie długich, ciemnych wieczorów, zdradliwym chłodem powiewających na dworze, Bernadetta siadała wraz z resztą rodziny przed wielkiem ogniskiem, płonącem w izbie po lewej stronie sieni. Brat przybranej jej matki był księdzem. Czytywał on często garnącym się do ogniska mieszkańcom chaty, budujące żywoty świętych pańskich a cudne to były opowieści! Głośne czytanie snuło niekiedy zadziwiające przygody. Słuchacze drżeli przerażeniem lub radością. Święci i święte miewali widzenia a objawiające się im zjawiska, łączyć się zdawały świetlanemi smugami raj i jego rozkosze z ludźmi żyjącymi na ziemi, niebo uchylać się zdawało swe zasłony, by ukazać jasność niebiańską i powiewne postacie unoszących się na skrzydłach aniołów.
Częstokroć zdarzało się, iż ksiądz przynosił z sobą wielkie księgi ciężko oprawne a na ich kartach stały wizerunki, istny czar w sobie mieszczące. Przedstawiały one Boga, otoczonego promieniami chwały, Jezusa o delikatnych kształtach i twarzy tak ładnej, tak jaśniejącej nieprzebraną dobrocią! Najczęściej wszakże powta-