Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzał się wizerunek Panny Najświętszej, ubranej biało lub niebiesko z wielką ilością złota na na szatach. Jakże piękną i słodką była jej postać! Jak pociągała serca i przykuwała oczy! Bernadetta wpatrywała się w nią chciwie a potem śniła o niej we śnie i na jawie.
Czytano i przeglądano najczęściej biblię. Stara to była i wysłużona księga. Od wieku już przeszło była ona w posiadaniu rodziny. Pożółkłe jej karty odwracało kolejno niejedno pokolenie dziś w grobie będące! Nieledwie, że każdego zimowego wieczoru, gospodarz domu, który jeden tylko ze swej rodziny posiadł sztukę czytania, brał wielką szpilkę i nią otworzywszy księgę na los szczęścia, rozpoczynał powolne składanie wyrazów a obecni słuchali z uwagą i w niemem milczeniu. Z czasem nauczyli się wszystkiego, co zawierała księga i za pierwszemi słowy, przeczytanemi przez ojca, mogli mówić ich ciąg dalszy z pamięci, nie zmyliwszy się na jotę.
Bernadetta przekładała nad biblię inne księgi pobożne a mianowicie te, w których wyłącznie była mowa o Pannie Najświętszej; zdawało się jej wtedy, że widzi uśmiech jej dobrotliwy i spojrzenie ku sobie zwrócone.
Zabawiło ją kiedyś niezmiernie czytanie o „Czterech synach Aymon. Bajka ta zawartą była w małej książeczce, pochodzącej niezawodnie z zasobu jakiegoś wędrownego kupca, wypadkiem zbłąkanego wśród tej pustej okolicy. Na żółte