Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzillśmy na owoce. Niemało kijów dostało się nam, co to, to prawda... Trzeba pani wiedzieć, że Lacour’owie i Pichon’owie mieszkali na tej samej ulicy, tuż koło siebie. A zatem, nieprawdaż? Rozalia i ja, to tak, jak gdybyśmy się przy jednej misce wychowali.. Potem, wszyscy jej wymarli. Ciotka Małgorzata wzięła ją na swój chleb. Ale ona filutka piorunem już wówczas wszystko robiła..
Zatrzymał się, czując, że się zapala, i głosem niepewnym zapytał:
— Może ona już to wszystko opowiadała?
— Tak, ale to nic — mów dalej — odpowiedziała Helena, którą to bawiło.
— Jednem słowem — opowiadał — była silna co się zowie, chociaż nie większa od skowronka; trzeba było widzieć, jak u niej robota szła! Pewnego razu, jednego z moich znajomych palnęła, ale palnęła! ho! ho! Cały tydzień miał siną rękę. I ot tak to jakoś przyszło do tego. Wszyscy tam u nas żenili nas. No, i mając lat dziesięć umówiliśmy się.. I umowa stoi, pani, stoi...
Położył rękę na sercu, rozszerzając palce. Helena spoważniała, słuchając go. Myśl wpuszczenia żołnierza do kuchni swojej, niepokoiła ją. Mógł ksiądz proboszcz zezwalać na to, ale jej się to trochę za śmiałem wydawało. Na wsi panuje zupełna swoboda kochankowie nie widzą żadnych przed sobą przeszkód. Wyraziła więc swoje obawy. Kiedy Zefiryn zrozumiał ją, o mało nie pękł ze śmiechu, ale przez szacunek powstrzymywał się.
— Oh! pani, oh! pani... Widać, że ją pani nie zna. Coż już ja od niej miałem! ho, ho! Nie lubi żartów! Mój Boże! chłopcy lubią się pobawić, ale ona paf! pali prosto w ucho! To ją ciotka nauczyła tego, nieraz jej mówiła: „Bądź ostrożna z chłopcami, to nie daje szczęścia.“ A do tego ksiądz proboszcz coś tam dorzucił jeszcze, i może dla tego przyjaźń nasza wytrwała dotąd... Mieliśmy się pobrać zaraz po ciągnieniu losów. Ale bywaj zdrów! wszystko źle poszło.