Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdyby okręty o różowych żaglach; młoda kobieta rozmarzonym wzrokiem goniła za niemi. Kochać, kochać! i uśmiechała się do marzenia swego, które się kołysało na tych wodach.
Znowu wzięła książkę do ręki. Stanęła była na ustępie, który opisywał napad na zamek, kiedy Rebeka pielęgnuje rannego Iwanhoe i rozpowiada mu o bitwie, na którą patrzy przez okno. Wiedziała, że to piękne zmyślenie, myśl jej krążyła po tem wszystkiem, jak po idealnym ogrodzie, o złotych owocach, gdzie żyła samem złudzeniem tylko. Potem, pod koniec sceny, kiedy Rebeka, obwinięta zasłoną swą, wynurza swe uczucia przy uśpionym rycerzu, Helena znowu upuściła książkę; takie wzruszenie opanowało ją, że nie mogła czytać dalej.
Mój Boże! czyżby to wszystko miało być prawdą? I leżąc na kanapie, zmęczona przymuszoną bezwładnością, z uczuciem odrętwienia, patrzyła na przysłonięty tajemniczy Paryż, któremu przyświecało blade słońce. Wyobraźnia pobudzona czytaniem romansu, przywiodła jej na pamięć własne jej życie. Ujrzała się młodą dziewczyną w Marsylii u swego ojca, kapelusznika Mouret’a. Ulica Petites-Maries była czarna, a dom, ze swym kotłem wody wrzącej do wyrobu kapeluszy, wydawał, nawet w dnie pogodne, mdły zapach wilgoci. Widziała też matkę swą, zawsze słabą; całowała ją blademi ustami swemi, nigdy nic nie mówiąc. Nigdy żaden promień słońca nie przedarł się do jej dziecinnego pokoju. Widziała, jak wiele pracowano dokoła niej, i z jaką ciężkością zdobywano sobie bardzo mierny dostatek robotnika. I to już wszystko; aż do wyjścia zamąż, żaden szczególny wypadek nie zaznaczył całego szeregu dni jednostajnych. Jednego rana, kiedy z matką wracała z rynku, koszem swym, napełnionym jarzynami, potrąciła Grandjean syna, Karol obejrzał się i poszedł za niemi. Cały romans od tego się rozpoczął. Przez trzy miesiące z rzędu spotykała go wszędzie; pokorny i nieśmiały, nie odważył się zbliżyć do