Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dużo miałaś gości? — zapytała Paulina, przeskakując nagle do innego przedmiotu.
— O! mnóstwo osób, wszystkie te panie! Wciąż było tu pełno.. Ledwie żyję..
Tu przyszło jej na myśl, że zapomniała o przedstawieniu podług przyjętych formuł i, przerywając sobie — rzekła!
— Mój ojciec i siostra moja... pani Grandjean...
I rozpoczęto rozmowę o mniejszych i większych dzieciach, które sprawiają tyle kłopotu matkom. Po chwili weszła do salonu panna Smithson, guwernantka, Angielka, trzymała za rękę małego chłopczyka. Pani Deberle żywo przemówiła do niej słów kilka po angielsku, łając ją za to, że kazała czekać na siebie.
— Ach! otóż mój mały Lucyś! — zawołała Paulina klękając przed dzieckiem z wielkim szelestem sukni.
— Daj mu pokój, zostaw go — rzekła Julia — Chodź tu, Lucyanie; powiedz dzień dobry tej panience.
Chłopczyk posunął się naprzód zakłopotany. Miał co najwyżej lat siedem; gruby i krótki, jak lalka pretensyonalnie był ubrany. Widząc, że wszyscy patrzą na niego uśmiechając się, zatrzymał się i niebieskiemi zadziwionemi oczami przypatrywał się Joannie.
— Idźże — szepnęła matka.
Spojrzał na nią i znowu zrobił krok naprzód. W ruchach jego była zwykła chłopcu ociężałość; szyję miał wciśniętą między ramiona, wargi grube i nadęte, brwi lekko ściągnięte. Joanna cała w czerni, blada i poważna, widocznie onieśmielała go.
— Moje dziecko, ty także bądź uprzejmą — rzekła, Helena, widząc sztywną postawę swojej córki..
Mała wciąż jeszcze trzymała rękę swej matki; palcami swymi głaskała je między rękawem a rękawiczką. Ze spuszczoną głową czekała na Lucyana; miała niespokojną, minę dziewczyny dzikiej i nerwowej, gotowej uciec przed