Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pieszczotą. Ale posunęła się także naprzód, kiedy matka z lekka ją popchnęła.
— Panienka musi pierwsza go pocałować — rzekła, śmiejąc się pani Deberle. — Damy muszą same z nim zaczynać... O! ciężkie stworzenie!
— Pocałuj go, Joanno — rzekła Helena.
Dziecię podniosło oczy na matkę; potem, jak gdyby ją przejednała głupowata mina chłopczyka, i nagle rozczuliła zakłopotana jego minka, ślicznie się uśmiechnęła do niego. Twarz jej rozjaśniła się pod wpływem głębokiego, wewnętrznego uczucia.
— Chętnie, mamo — szepnęła.
I objąwszy Lucyana, podniosła go prawie i mocno ucałowała w oba policzki.
— Otóż tak dobrze! — zawołali wszyscy obecni.
Helena żegnała się, pani Deberle odprowadzała ją do drzwi.
— Proszę panią — rzekła — złożyć podziękowanie moje doktorowi... Uratował mię owej nocy od śmiertelnego niepokoju.
— To Henryka nie ma? — przerwał pan Letellier.
— Nie, wróci późno — odpowiedziała Julja.
Widząc, że panna Aurelia powstała także, zabierając; się do wyjścia z panią Grandjean — dodała:
— Zostajesz przecie na obiedzie z nami. To już wiadomo.
Stara panna, która każdej soboty czekała na to zaproszenie, zdecydowała się teraz zdjąć szal i kapelusz. W salonie ogromnie duszno było. Pan Letellier otworzył okno i stał przed niem, przypatrując się krzakowi bzu, na którym były już pączki. Paulina biegała z Lucyanem między krzesłami i fotelami, które goście porozstawiali.
Na progu już pani Deberle ruchem, pełnym przyjaznej, szczerości, wyciągnęła rękę do Heleny.
— Pozwolisz pani — rzekła. — Mąż mój mówił mi,