ramieniem. Na chwilę zdawała się poddawać mu. Potrzebowała zamknąć tylko oczy, a wiedziałaby. Miała ochotę do tego; zastanawiała się nad tem z zupełną przytomnością. Zdawało się jej jednak, że ktoś wołał: nie. To ona sama wołała, zanim jeszcze sama sobie odpowiedziała.
— Nie, nie — powtarzała. — puść mię... Nie chcę, nie chcę. On zawsze nic nie mówiąc ciągnął ją do drugiego pokoju: wówczas gwałtownie wyrwała mu się z ramion. Szła nie za popędem własnej żądzy, ale ulegając szczególnym wpływom; gniewała się na siebie i na niego. Zmieszana mówiła urywanemi słowami. Ah! jak źle odpłacał się jej za ufność. Czegóż się spodziewał, postępując tak grubiańsko? Nazwała go nawet podłym. Nigdy już jej nie ujrzy. On pozwalał jej mówić, chcąc żeby sama siebie ogłuszyła, ścigał ją tymczasem z uśmiechem złośliwym a głupim. Zaczęła się wreszcie jąkać i zasłoniła fotelem; nagle uczuła się zwyciężoną; zrozumiała że należy do niego, za nim jeszcze wyciągnął ręce po nią. Była to jedna z najnieprzyjemniejszych chwil w życiu jej.
I stali naprzeciw siebie z twarzą zmienioną, i straszną, w tem usłyszeli hałas jakiś. Zapoczątku nie zrozumieli, co to było, ktoś otworzył drzwi, przebiegł pokój i głos jakiś zawołał na nich:
— Uciekajcie, uciekajcie... znajdą was, znajdą was.
Była to Helena. Oboje z osłupieniem patrzyli na nią. Zdziwienie ich tak było wielkie, że przy niem zapomnieli o kłopotliwem położeniu swojem. Julja nie zażenowała się.
— Uciekajcie — powtarzała Helena. Mąż twój przyjdzie za dwie minuty.
— Mój mąż? — wyjąkała młoda kobieta, mój mąż?... Dla czego — z jakiego powodu?
Ogłupiała. Wszystko się jej plątało w głowie. Wydawało jej się niesłychanem. że Helena tam się znalazła i mówiła jej o mężu... Ale ta zniecierpliwiła się wreszcie.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/259
Wygląd
Ta strona została skorygowana.