Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wiesz pan, — że mieliśmy dzisiaj rano powtórzenie... Boję się, żem nieszczęśliwy zrobiła wybór, zapraszając, panią Berhier. Robi z Matyldy istotę płaczliwą, nieznośną... Ten monolog tak ładny, kiedy przemawia do swej sakiewki: „Biedna mała, przed chwilą całowałam cię“... otoż ona recytuje to jak pensyonarka, co się wyuczyła powinszowania... Bardzo jestem niespokojna.
— A pani Guirand? — spytał, przysuwając krzesełka swe i biorąc ją za rękę.
— Oh! ta jest wyborna... Wynalazłam doskonałą panią de Lery; będzie grała z zapałem i dowcipem.
Pozostawiła w dłoni jego rękę swą, którą on całowł raz po raz, czego zdawała się nie spostrzegać.
— Ale to najgorzej że sam nie możesz być przy tem. Najprzód poduczyłbyś trochę panią Berthier; a potem niepodobna jest byśmy doszli do jakiejś dobrej całości, jeżeli nigdy nie przyjdziesz.
Tymczasem udało mu się objąć ją wpół.
— Ponieważ umiem rolę moją... szepnął.
— Oh! to bardzo dobrze, tylko trzeba urządzić scenę... — Niegrzeczny jesteś, że nie chcesz poświęcić nam parę poranków swoich.
Nie mogła mówić dalej; grad pocałunków spadł jej na szyję. Musiała wówczas dostrzec że trzyma ją w objęciu swojem, odepchnęła go, lekko uderzając chińską zasłoną, którą trzymała w ręku. Zapewne postanowiła sobie, że nie pozwoli mu posunąć się dalej. Biała jej twarz rumieniła się od ognia, usta zacisnęły z wyrazem zadziwienia i ciekawości. Naprawdę, to miało być wszystko! Trzebaby dojść do końca; i strach ją przejmował.
— Zostaw mię — jąkała, uśmiechając się z przymusem — pogniewam się znowu.
Ale jemu zdawało się, że wzruszył ją. Myślał na zimno: „Jeżeli dozwolę jej wyjść tak, jak przyszła, to ją stracę.“ Słowa były bez użyteczne, ujął znowu ręce i chciał otoczyć