się matce na szyję. Potem wybiegła do gabinetu i na chwilę wlazła znowu do swego ciepłego łóżeczka. Bawiło ją to, śmiała się pod kołdrą. Raz drugi powtórzyła tę samą zabawę.
— Dzień dobry, mateczko!
I znowu wybiegła. Teraz śmiała się do rozpuku, zarzuciwszy sobie prześcieradło na głowę; mówiła grubym, przytłumionym głosem!
— Niema mnie... niema mnie...
Ale Helena nie bawiła się dzisiaj. Wówczas Joanna znudzona usnęła. Nadto rano jeszcze było. Koło godziny ósmej Rozalia zjawiła się i zaczęła opowiadać wypadki rana tego. Oh! co za obrzydliwy czas! o mało co nie potraciła trzewików w błocie, idąc po mleko. Zupełna odwilż, i tak ciepło, że aż duszno. Nagle przypomniała sobie że przychodziła tu wczoraj stara jakaś kobieta do pani.
— Otóż jest! — zawołała, słysząc, że ktoś dzwoni do drzwi; zaręczam że to ona znowu.
Była to matka Fétu, ale bardzo czysto, wspaniale ubrana; miała na sobie biały czepiec, nową suknię i tartan skrzyżowany na piersiach. Zawsze jednak mówiła płaczliwym głosem:
Moja dobra pani, to ja ośmieliłam się... Mam prosić panią o coś.
Helena patrzała na nią, trochę zdziwiona jej strojem.
— Lepiej się macie, matko Fétu?
— Tak, tak, lepiej mi jeżeli można to nazwać... Zawsze mam coś dziwnego w żołądku; stuka mię tam coś, ale wreszcie lepiej mi... A tu trafił mi się dobry los. Zdziwiło mię to, bo, widzi pani, dobry los i ja.. Jeden pan poruczył mi gospodarstwo swoje Oh! to cała historya...
Mówiła coraz wolniej, małe jej oczka ginęły w tysiącznych zmarszczkach twarzy. Zdawała się oczekiwać, żeby ją Helena rozpytywała. Ale ta, siedząc przy ogniu, który Rozalia właśnie rozpaliła była, słuchała jej, roztargniona z miną zamyśloną i cierpiącą.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/225
Wygląd
Ta strona została skorygowana.