Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie był sen, Julia pójdzie do tego człowieka. Pojutrze, słyszała to. O! nie będzie się już więcej wahała; myśl ta wciąż wracała do niej. Potem zdawało się jej, że powinnaby przemówić do Julii i uchronić ją przed upadkiem. Ale dobre to natchnienie przerażało ją, więc też starała się usunąć je od siebie. W kominie, na który patrzała, tlejąca głownia trzaskała. Ciężkie, senne powietrze obciążone było wonią włosów.
— Ah! jesteś tutaj — zawołała Julia, wchodząc. — Jakżeś grzeczna, żeś nie wyszła zaraz... Nakoniec można odetchnąć!
Helena zdziwiona chciała powstać:
— Zaczekajże, niema nic pilnego... Henryku, podaj mi mój flakon.
Trzy lub cztery osoby pozostały jeszcze; były na poufałej z gospodarzami stopie. Wszyscy zasiedli przed wygasłym ogniem i swobodnie zaczęli rozmawiać, wśród sennej, znużonej atmosfery pokoju. Przez drzwi otwarte widać było pustą salę jadalną; całe mieszkanie, oświecone jeszcze, zapadło w głuche milczenie. Henryk okazywał czułą grzeczność żonie; przyniósł jej flakon z którego wąchała powoli, zamykając oczy; i zapytywał, czy się nie nadto zmęczyła. Tak, czuła się trochę znużona, ale bardzo była rada, że wszystko się dobrze udało. I opowiadała, że zwykle po wieczorach, które u siebie dawali nie mogła usnąć i przewracała się w łóżku aż do szóstej rano. Henryk uśmiechał się, inni żartowali. Helena patrzała na nich, przejmował ją dreszcz i senna odrętwiałość, która zdawała się ogarniać dom cały.
Pozostały nareszcie tylko dwie osoby już. Posłano Piotra po dorożkę. Helena pozostała ostatnia. Pierwsza godzina wybiła. Henryk, nie żenując się już podniósł się na palcach i zdmuchnął dwie świece w pająku, palące się za blisko profitek. Jak gdyby wszystko układało się do snu. światła gasły jedno po drugiem, pokój zanurzał się w cieniu.