Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piętkami swemi i kręciła głowę, za każdym krokiem powtarzając te same wyrazy głosem papugi.
— O, to figiel — szeptała Joanna — rozespana jeszcze... Cóżeś jej zrobił, powiedz? Złamana była, a teraz żyje... Daj mi, pokaż... jakiś ty dobry...
Tymczasem ponad Paryżem świetlany obłok wznosił się. Był to niby czerwony oddech żaru. Z początku jako ledwie widoczny odbłysk białawy wśród ciemności, powoli w miarę tego jak noc zapadała, stawał się krwawym. Złożyły się nań wszystkie płomienie i cała suma życia, którą miasto wyziewało. Zawieszony w powietrzu, nieruchomie stojąc ponad miastem, obłok ten podobny był do obłoków brzemiennych piorunami i pożarem, które wieńczą paszcze wulkanów.