Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

napełniały miasto, przedmieścia i dalekie okolice miryadami słońc, planetarnymi atomami niedostrzegalnymi dla oka. Chwilami zdawało się, że to jakieś święto olbrzymów, jakiś oświecony pomnik cyklopów, z jego schodami, oknami, terasami, jego światem z kamienia; linie lamp fosforycznym swym ogniem uwydatniały jego dziwną potężną architekturę. Zawsze jednak widok ten napominał powstanie konstelacją ciągły rozrost nieba.
Helena idąc wzrokiem za ruchem księdza, długiem spojrzeniem objęła Paryż. Tych gwiazd nie znała także. Chętnie chciała by wiedzieć, co to było to żywe światło tam na lewo widziała je co wieczór. Inne światełka zajmowały ją także. Były między niemi takie, które lubiła, były inne, które ją niepokoiły lub gniewały.
— Mój ojcze — rzekła — po raz pierwszy używając tej nazwy miłości i szacunku; pozwólcie mi żyć... To piękność tej nocy tak mię poruszyła... Omyliliście się, nie potrafilibyście teraz pocieszyć mię, bo nie możecie mię rozumieć.
Ksiądz rozłożył ręce, potem opuścił je z powolną rezygnacyą. Po chwili milczenia — rzekł zcicha:
— Zapewne, musi tak być... Wzywasz pomocy, a nie przyjmujesz ratunku. Ileż to już rozpaczliwych wyznań wysłuchałem, ileż łez nie mogłem powstrzymać!... Posłuchaj, moja córko, przyrzecz mi przynajmniej rzecz jedną: jeżeli kiedy życie stanie się nadto ciężkiem dla ciebie, pamiętaj, że jest uczciwy człowiek, który cię kocha i czeka na ciebie... Złożysz tylko rękę swoją w jego dłoni, a odnajdziesz spokój.
— Przyrzekam — odpowiedziała Helena poważnie.
W chwili, kiedy dawała tę obietnicę, w pokoju rozległ się śmiech. Joanna właśnie obudziła się i patrzyła na lalkę, chodzącą po stole, pan Rambaud, uszczęśliwiony naprawą jej, wyciągał ręce swe, zawsze jeszcze bojąc się wypadku jakiego. Ale lalka mocno się trzymała; stukała