Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czuła potrzebę milczenia i nic nie odpowiedziała na to. Miłym jej był wdzięk zmroku, zniknięcie widzialnych dla oka przedmiotów, i ustanie wszelkiego hałasu. Na wierzchołku wież i wieżyczek paliły się światełka niby lampki nocne; św. Augustyn zgasł najprzód, Panteon błyszczał chwilę błękitnawem światłem, świecąca kopuła inwalidów utonęła niby księżyc w chmurach. Był to ocean, ta noc, która się rozpościerała w głębi cieniu, była to przepaść ciemności, w której drzemał świat. Ogromny a cichy odgłos dochodził z niewidomego miasta. W przeciągłym głosie, co huczał, dźwięki osobne wznosiły się jeszcze, słabe ale wyraźne; turkot omnibusu przejeżdżającego wybrzeżem, świst pociągu przelatującego po moście Point-du-Jour; a w dole szmer Sekwany, która rozlana w skutek ostatnich deszczów, szeroko płynęła, silnie oddychając jak żywi istota. Ciepły zapach rozchodził się jeszcze dymiących kominów, a wśród tych wyziewów gorącego dnia, świeży powiew od rzeki ochładzał powietrze. Paryż znikł, dając się osłonić nocy niby kolos, i z oczami otwartemi nieruchomie leżał chwilę.
Nic tak nie rozczulało Helenę, jak ten przestanek w życiu miasta. Nie wychodząc od trzech miesięcy, przykuta do łóżka Joanny, za jedynego towarzysza nocy spędzanych u wezgłowia chorej miała ten wielki Paryż, rozpostarty na horyzoncie. Podczas upałów lipcowych, sierpniowych, okna prawie zawsze były otwarte; nie mogła z tem przejść przez pokój, nie mogła poruszyć się, odwrócić głowy, ażeby nie widziała wciąż jego obrazu. Zawsze był tam, nie opuszczał jej nigdy, dzielić cierpienia jej i nadzieje, jak przyjaciel, który się sam narzuca. Nie znała go i teraz, nigdy nie była tak daleko od niego, nie troszczyła się ani o jego ulice, ani o jego mieszkańców; on zaś napełniał jej samotność tych kilka stóp kwadratowych, ten pokój cierpienia, którego drzwi tak starannie zamykała, otwierał przed nim szeroko oba swe okna. Często i bardzo chcąc ukryć łzy swe