Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją mrozem, dziecię jej jadło, jadło tak ładnie, z tymi powolnymi ruchami, z tą niepewnością ruchów istoty, przychodzącej do zdrowia!
— Nie będziesz się gniewała, mamo... Robię, co mogę, to już trzeci kawałek... Czyś zadowolniona?
— O, bardzo, moja najdroższa... Nie pojmujesz nawet jaką radość mi sprawiasz.
I w zbytku szczęścia, które ją przygniatało, zapomniała się i oparła o ramię Henryka. Oboje śmieli się do dziewczynki, ale ta zaczęła się mienić, jak gdyby cierpienie jakieś powoli ją dotykało; ukradkowo podnosiła oczy, spoglądają na nich, potem spuszczała głowę, przestała jeść a cień nieufności i gniewu okrył twarz jej bladością. Trzeba było położyć ją napowrót.