Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XIII.

Powrót do zdrowia trwał długo. W sierpniu Joanna była jeszcze w łóżku. Wstawała na godzinę lub dwie, pod wieczór szła do okna, co wszystko ogromnie ją męczyło; tam kładła się w fotelu, naprzeciw Paryża palącego się pod zachodzącem słońcem. Biedne jej nogi odmawiały posłuszeństwa; nie miała, jak mówiła słabo uśmiechając się, ani tyle krwi co ptaszek, trzeba zaczekać aż będzie mogła jeść dużo zupy. Dawano jej surowe mięso w bulionie. Polubiła nawet to jedzenie, bo chciełaby już móc zejść do ogrodu dla zabawy.
Tygodnie te i miesiące przeszły monotonnie i przyjemnie tak, że Helena nie rachowała dni. Nie wychodziła wcale, przy Joannie zapominała o całym świecie. Żadna wieść nie dochodziła do niej z tego świata. Mieszkanie jej, wobec tego Paryża, co napełniał horyzont dymem swym i hałasem, było zaciszem więcej samotnem i zamkniętem jak święte pustelnie, otoczone skałami. Dziecię jej było uratowane, pewność ta wystarczała dzień cały spędzała, śledząc powrót do zdrowia, uszczęśliwiona, gdy dostrzegła postęp mały, spojrzenie błyszczące, wesoły ruch. Co chwilę odzyskiwała coraz więcej córkę swą; wróciły jej piękne oczy i włosy stawały się miękkie. Zdawało się jej, że po raz drugi daje jej życie. Im powolniejsze było zmartwychwstanie, tem bardziej się niem cieszyła, przypominając sobie dawne dnie kiedy ją karmiła; widząc ją wracającą do sił, doznawała wruszenia silniejszego jeszcze niż wówczas, kiedy mierzyła jej dwie małe stopki w dłoniach swoich,