Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o życie dziecięcia. W niej samej i około niej zrobiła się ogromna pustka; wszystko, co ją otaczało, uczucia jej, a nawet poczucie własnego bytu runęło gdzieś. Nic już nie istniało dla niej. Żyła tylko tą drogą istotką konającą i tym człowiekiem, co jej obiecywał cud. Jego tylko, jego jednego widziała, jego najmniejsze słowa miały u niej najwyższe znaczenie, jemu nieograniczenie zaufała, i zdawało jej się, że oddając mu siłę swą, oddaje siebie samą. Głucho, powoli, ale nieprzezwyciężenie, zlanie się tych dwóch istot odbywało się. W chwili niebezpieczeństwa, to jest każdego wieczora prawie, kiedy gorączka zwiększała się, oboje byli sami i milczący w wilgotnym pokoju. I jak gdyby chcąc się czuć więcej razem przeciwko śmierci, ręce ich mimowolnie spotykały się na brzegu łóżka i długi uścisk dłoni łączył ich; drżąc z niepokoju i litości czekali tak, dopóki ciche westchnienie chorej, spokojny i równy jej oddech nie oznajmił im, że atak się skończył. Kiwnięciem głowy wzajemnie się uspokajali wówczas. Miłość ich znowu odniosła zwycięstwo. Za każdym razem uścisk stawał się silniejszy, silniejszym związek serc.
Jednego wieczora Helena odgadła, że Henryk kryje coś przed nią. Od dziesięciu minut, nic nie mówiąc, przypatrywał się Joannie. Mała uskarżała się na nieznośne pragnienie; dusiła się, ze spieczonego gardła dobywał się ciągły świst i chrapanie. Potem ogarnęła ją senność; twarz miała bardzo czerwoną, a powieki tak ciężkie, że nie mogła ich podnieść. Leżała tak nieruchomie, że można ją było wziąć za umarłą, gdyby nie syczenie w gardle.
— Bardzo jest źle, nieprawdaż? — spytała Helena krótko. Odpowiedział, że nie, że żadnej nie było zmiany. Ale sam był bardzo blady i siedział jakgdyby przytłoczony własną niemocą. Pomimo natężenia wszystkich swych sił, i ona także usunęła się na krzesło, z drugiej strony łóżka.
— Powiedz mi pan wszystko. Obiecałeś mi wszystko mówić. Nie mam już żadnej nadziei?