Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie byłaś tam, nie możesz wiedzieć. Wzięto się za ręce, kręcono w koło trzeba było umierać ze śmiechu. Byli wielcy panowie, co tak kręcili się. Na prawdę, nie kłamię....Dla czego nie wierzysz mi, mateczko?
Milczenie Heleny zaczęło ją wreszcie gniewać. Przycisnęła się bliżej jeszcze, potrząsła jej ręką. Wreszcie, nie mogąc wydobyć nic oprócz krótkich odpowiedzi, powoli milkła sama, wpadając również w zadumę, myśląc o tym balu, który napełniał jej młode serce. Obie wówczas, matka i córka, milcząc, patrzały na palący się Paryż. Oświecony krwawemi chmurami, mniej niż kiedy był im znany, podobny do jakiegoś miasta z legendy, co za namiętność, swą pod zgliszczem ognistem pokutował.
— Tańczono w koło? — nagle spytała Helena, jakgdyby zrywając się ze snu.
— Tak, tak — szepnęła Joanna zamyślona z kolei.
— A doktór? tańczył?
— Spodziewam się kręcił się ze mną... Podnosił mię z ziemi i pytał: „Gdzie twoja mama?” Potem pocałował mię.
Helena bezwiednie uśmiechnęła się. Śmiała się do jego pieszczot. Po co jej było znać Henryka? Przyjemniej było nie znać go, nie poznać nigdy i przyjąć jak tego, którego czekała od dawna. Czegóż się miała dziwić i niepokoić. Godzina wybiła, i stanął przed nią. To i dobrze. Śmiała jej natura zgadzała się na wszystko. Kochała i była kochaną; myśl ta wlewała spokój do jej duszy. I mówiła sobie, że będzie miała dość siły, by nie psuć sobie szczęścia.
Noc powoli nadchodziła, zimny wiatr przeszedł w powietrzu. Dreszcz wstrząsnął Joanną, która stała zamyślona. Oparła główkę na piersiach matki; i jak gdyby pytanie wiązało się z głęboką jej zadumą, rzekła po raz drugi.
— Kochasz mię?
Helena, zawsze uśmiechnięta, wzięła jej głowę w swe ręce i zdawała się przez chwilę upatrywać czegoś na jej twarzy. Potem przycisnęła swe usta, ponad małem różo-