Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nikogo nie kochał tak gorąco; cała jego istota nią jedną tylko żyła, tem połączeniem tak rzadkiej kobiety i tak rzadkiej miłości.
Tak, rozłąka byłaby dla niego zabójczą, niepodobieństwem było teraz żyć bez niej, bez wszystkich jej pieszczot, bez tego czegoś, co rozkoszą przepełniało powietrze, którem oddychała, bez jej srebrnego śmiechu, dowcipów wybornych, bez jej prawości dzielnej, słowem, bez całej jej istoty, zarówno fizycznej, jak i moralnej, która teraz stała się dla niego tak potrzebną do życia, jak światło dzienne.
A przecież ona powinna go opuścić; on zaś musi znaleść odwagę umrzeć.
Nie budząc jej, trzymając ją uśpioną słodko na sercu, z piersią, podnoszącą się zlekka równym i czystym oddechem dziecka, przeklinał siebie samego za świeży brak odwagi, ponieważ całe położenie obecne ze straszną wyrazistością stanęło przed jego oczyma.
Skończyło się już wszystko: tam, w Paryżu czekał na nią byt otoczony szacunkiem, i majątek pokaźny; to też nie miał prawa posuwać swego samolubstwa starczego aż do tego stopnia, żeby ją i nadal zatrzymać u swojego boku, wśród biedy, oraz plotek skandalicznych. I mimo, że omdlewał poprostu, czując ją tak godną uwielbień, gdy spoczywa w jego objęciach, tak pełną ufności, taką poddanką wierną, która oddała się swemu królowi staremu, przysiągł, iż będzie silny i już nie przyjmie ofiary tego dziecka, które mu oddaje ku szkodzie własnej szczęście, oraz życie.
Od tej chwili rozpoczęła się prawdziwa walka wzajemnych ustępstw.