Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kilka dni minęło, podczas których doktór chciał jej dać uczuć całą niesłuszność jej „Odmawiam,“ wypisanego na liście Maksyma, całą niesłuszność też listu, który napisała potem do babki, celem obszernego wytłomaczenia, dlaczego odmawia.
Mimo to wszystko Klotylda Soulejady opuścić nie chciała.
A jakkolwiek doktór zrobił się niezwykle skąpym, chcąc zaoszczędzić, o ile możności, jak najwięcej pieniędzy z sumy, otrzymanej za klejnoty, mimo to Klotylda jeszcze pragnęła go wzbogacić, sama najpiękniejszemi uśmiechami krasząc swój suchy kawałek chleba. Pewnego dnia przyłapał ją nawet w chwili, gdy dawała Martynie wskazówki co do jeszcze możliwych oszczędności.
Dziesięć razy na dzień spoglądała na niego bacznie, rzucając się mu na piersi i okrywając go pocałunkami, aby zobaczyć w nim ową straszną myśl o rozłączeniu, którą czytała bez przerwy w jego oczach.
Potem przybył jej jeszcze jeden argument.
Pewnego wieczoru po obiedzie, Pascal dostał chorobliwego bicia serca tak, iż zemdlał i upadł.
To go samego wielce zdziwiło, ponieważ do tej pory nigdy nie cierpiał na serce, osądził więc, iż wracają poprostu owe dawne dolegliwości nerwowe. Od chwili, gdy doznał owych pamiętnych, wielkich uciech, nie czuł się już tak krzepkim, jak poprzednio: dziwna rzecz bowiem, iż doznawał wrażenia, jak gdyby się złamała w nim jakaś delikatna, a głęboko ukryta sprężynka.
Klotylda przecież natychmiast się zaniepokoiła i przelękła. No, teraz zapewne nie ośmieli się on jej nama-