Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zresztą, po co o tem wszystkiem gadać.. Cała sprawa przedstawia się niezwykle jasno, niema tutaj ani jednego słowa do stracenia. Poprostu, chcesz widocznie wypchać mię z domu?
Pascal krzyknął boleśnie.
— Ciebie ja miałbym wypychać z domu, och! mój Boże!...
— A więc, skoro mnie nie wyrzucasz, zostaję.
Teraz przyszła kolej śmiechu na Klotyldę; pobiegła do pulpitu, złapała szybko ołówek czerwony i w poprzek listu brata napisała tylko jeden wyraz: „Odmawiam;“ w następnie przyzwała Martynę i zmusiła ją poprostu, by ta odniosła ów list bez koperty natychmiast, ale to natychmiast.
Teraz śmiał się i Pascal, przejęty uczuciem tak błogiego szczęścia, że już jej pozwolił działać tak, jak chciała.
Radość, iż miała zostać u jego boku, poprostu odbierała mu rozum.
Lecz za to w nocy, gdy Klotylda zasnęła, Pascala zaczęły dręczyć wyrzuty jak najdotkliwsze.
Jeszcze raz bowiem ugiął się wobec samolubnej potrzeby własnego szczęścia, ustąpił tej rozkoszy, jakiej doznawał każdego wieczora, gdy Klotylda przyciskała się do jego piersi, tak będąc gibką i tak słodką w swej długiej koszuli, że nasycała go wonią świeżą, swej młodości rzeźkiej.
Po prostu doznawał dreszczy konania i pot śmiertelny rosił mu czoło na myśl, iż ona mogłaby odjechać, on zaś zostałby sam jeden. Prócz niej bowiem, nigdy