Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmusiłabym go do tego, gdyż jest dla mnie zbyt strasznem przypuszczenie, że nie poszedłby wraz z nami do nieba.
— Oto są dzielne słowa! Macie słuszność, Martyno — potwierdziła Felicyta. — Wy przynajmniej kochacie swego pana rozumnie.
W pośrodku obu kobiet, Klotylda pozostała niepewną, wahała się W jej umyśle wiara nie naginała się do ścisłych form dogmatu; uczucie religijne nie zmateryalizowało się, nie zmieniło w proste oczekiwanie raju jako miejsca wiecznych radości, gdzie miałaby oczekiwać na swoich najbliższych Ona odczuwała poprostu potrzebę patrzenia w dal, potrzebę pewności, że świat nie kończy się na wrażeniach zmysłowych, jeno istnieje jeszcze inny świat nieznany, z którym także należy się rachować Lecz jej babka, taka już stara, ta służąca tak przywiązana do mistrza, oszołomiły ją poprostu, zaniepokoiły ją, tak gorąco kochającą stryja. Czyż tamte obie nie kochały go szczerzej, w sposób bardziej jasny i uczciwy, skoro chciały widzieć go pomiędzy wybranymi? Przychodziły jej na myśl zdania, powyjmowane z książek pobożnych, walka ustawiczna, wydawana umysłowi ludzkiemu przez zło, rozgłos nawróceń grzeszników zatwardziałych.
A gdyby tak i ona oddała się z zapałem całym owemu natchnieniu świętemu, gdyby postanowiła ocalić go, nawet wbrew jego woli! I jakieś roznamiętnienie zaczęło zwolna ją ogarniać, i tak już skłonną ku awanturniczym przedsięwzięciom.
— Bezwątpienia — odezwała się nareszcie głośno — byłabym bardzo szczęśliwą, gdyby nie łamał sobie gło-