Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stało, zbytnio jej znowu nie dziwiło; przed sobą samą żartowała z owej awanturki, pragnęła przecież jak najgoręcej, by skończyła się ona w sposób prawidłowy, oraz przyzwoity celem nakazania milczenia wszystkim plotkom jadowitym. Przejednana zatem na poły, krzyknęła:
— A więc weźcie ślub ze sobą! Dlaczego się nie pobierzecie?
Klotyldę na chwilę owo pytanie ździwiło mocno. Ani jej ani doktorowi myśl podobna o małżeństwie nie przeszła przez głowę. Wreszcie wybuchnęła śmiechem.
— Czyż będziemy, babciu, dzięki temu szczęśliwsi?
— Ależ tutaj o was wcale nie chodzi; tym razem zależy na podobnem rozwiązaniu mnie samej i wszystkim waszym... Jak możesz, moje drogie dziecię, igrać tak lekceważąco z temi świątemi rzeczami? Czy już zatraciłaś cały wstyd niewieści?
Młoda kobieta jednak, nie oburzając się bynajmniej, ciągle nader uprzejma, machnęła jedynie ręką, jak gdyby chciała przez to powiedzieć, iż wcale a wcale nie wstydzi się swego błędu. Ach! mój Boże! skoro życie wyrzuca na powierzchnię tyle zepsucia i tyle słabości, cóż złego zrobili oni oboje, pod niebem jasnem: iż wzajemnie obdarzyli się szczęściem niewypowiedzianem, padając sobie w objęcia.
Poza tem atoli, Klotylda nie opierała się uporczywie żądaniom babki.
— Bezwątpienia, wezwiemy ślub, babciu, skoro taką twoja wola. Pascal zrobi wszystko, co zechcę... Ale nieco później, boć nic w tem niema tak pilnego.